Jestem twoją przyjaciółką, ale jestem też mamą…

Droga Przyjaciółko!

Piszę do Ciebie ten list, bo wczoraj kolejny raz nie udało nam się spokojnie porozmawiać.

Wiem, że to dla Ciebie trudne, gdy coś do mnie mówisz, a ja nagle milknę i okazuje się, że znowu moje raczkujące dziecko gdzieś weszło i musiałam go natychmiast ratować. Wiem, że to dla Ciebie trudne, że jedno zdanie mówię do Ciebie, a dwa do dziecka, a Ty nie łapiesz co jest do kogo…

Piszę więc, bo tak łatwiej. Nie wiem w ilu częściach będzie powstawał ten list, ale proszę – doczytaj do końca…

To nieprawda, że Twoja ostatnia wizyta u nas była dla mnie problemem. Zwyczajnie, zadzwoniłaś domofonem, później dzwonkiem i musiałam uspokajać synka, który został wyrwany ze snu. Nie, nie mam żalu, że zapomniałaś o mojej prośbie. Zwyczajnie moje życie nie jest już tylko moje…

Wiesz, gdy byłaś ostatnio i powiedziałaś, że wyglądam jak duch, zrobiło mi się przykro. Nie chcę Ci się za każdym razem żalić z kolejnych nieprzespanych nocy. Wybacz, że zastałaś mnie w piżamie, nie zdążyłam się ubrać, umalować i uczesać przez poranny atak kolki. Nie, nie przyszłaś za wcześnie – moje życie teraz tak wygląda.

Wiesz, zabolało mnie twoje pytanie o to kiedy wracam do pracy, bo się cofam w rozwoju. Nie wiesz nawet jak wiele się nauczyłam przez ostatnie miesiące, a to nauka, której niczym innym nie chcę zastąpić. Świat zaczeka, moje dziecko nie. I nie, nie chcę wracać do pracy, bo jak to ujęłaś – fajnie jest sobie posiedzieć w domu. Nie pamiętam kiedy piłam ciepłą kawę, mało siedzę, wiesz? Często nie jest fajnie, ale wierzę, że warto.

Kiedy zapytałaś co u mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Wiem, że cierpisz po poronieniu. Nie chciałam opowiadać Ci o pierwszym słowie i samodzielnym kroczku. Nie chcę sprawiać Ci bólu. Z drugiej strony, co u mnie? Nic. Marzę by zdążyć pomalować paznokcie, wiesz? Marzę o przespanej nocy i wyjściu na dłużej bez dzieci – wtedy, gdy mam na to ochotę, a nie wtedy, gdy pasuje innym zająć się moim dzieckiem.

Nie, ja nie narzekam. Moje życie zmieniło się, jest inne niż wtedy, gdy razem chodziłyśmy na studenckie imprezy. Jest inne, bo ja jestem inna. Zostałam mamą i to największa przygoda mojego życia. Nie cofnę się przed tym by przeżyć ją w pełni. Jeśli chcesz mi potowarzyszyć – bez oceniania, miliona rad i krzywego patrzenia na brak eko zupki, zapraszam. Jeśli nie, zaczekaj aż moje dziecko będzie większe i wrócę do świata, który jest też twoim światem. Wierzę, że jeszcze kiedyś uda nam się spotkać na bardzo głębokim, niemacierzyńskim poziomie.

Ufam, że nasza przyjaźń przetrwa. A Ty?

 

 


Tekst powstał w ramach kampanii „Małżeństwo jest drogą” (organizowanej przez Ewę Olborską Mocem), która jest częścią obchodów Międzynarodowego Tygodnia Małżeństwa 2019.

Zdjęcie u góry z pixabay.com

facebook.com/niezawodnanadzieja

Instargam.com/biegnac.pod.wiatr

11 Replies to “Jestem twoją przyjaciółką, ale jestem też mamą…”

  1. Myślę, że prawdziwa przyjaźń przetrwa, choć takie chwile wystawiają ją na próbę. Ludziom, którzy nie mają dzieci, ciężko zrozumieć, jaka to wielka zmiana w życiu. Choć z pewnością starają się zrozumieć. Z drugiej strony można poczuć się niezręcznie, wtrącając w co drugim zdaniu „mam dziecko”, bo przyjaciółkę/przyjaciela może przecież boleć ich własna bezdzietność. To jest trudne i wymaga bardzo dużo dobrej woli, ale wierzę, że taka przyjaźń może przetrwać.

  2. magdas pisze:

    Droga Przy…?!

    Gdy spytałam, co u Ciebie nie wiedziałaś co powiedzieć, nie chciałaś sprawiać mi bólu. Tak się nie da.

    Przecież każde słowo twojego listu mnie boli. Przecież słyszę w nim ten ton – „ty nie wiesz, ty nie rozumiesz, jak wygląda życie mamy maluchów”. Nie wiem – to prawda. To prawda, którą można ugodzić mnie najdotkliwiej.
    Raczej nie pokażę Ci, jak bardzo mnie to boli i jak powiększasz ten ból. Po prostu nie będę w stanie zareagować tak szybko, bo w takim bolesnym zdumieniu ogarnia mnie paraliż. Zdumieniu, że Ty nie widzisz.
    Wiem, że jesteś zbyt zmęczona, żeby to widzieć. Wiem to głową. Ale w sercu mam gorycz.
    Widok maluchów i twojego zabiegania koło nich mówi mi nieustannie o moim braku. Wiem, że powinnam cieszyć się z Tobą, że powinnam zagadać do dzieciaków. Ale nie wyszło.
    Nie wyszło, bo obudziłam małego i rozpłakał się, a potem już poleciało.
    Tak zapomniałam, że mi mówiłaś. Zapomniałam, bo tak bardzo potrzebowałam Cię właśnie wtedy, przed rozmową z szefem, który mnie dopinguje do tego doktoratu.A ja się boję, że jak dam się wciągnąć, to nie będzie końca i poronię każdą ciążę. Po prostu chciałam wiedzieć, co Ty na to. Ty z twoim udanym macierzyństwem.
    Ale nie wytrzymałam. Też chciałam być w czymś dobra. Chciałam okazać się w czymś lepsza od Ciebie. Bo chyba czuję się wybrakowana jako kobieta.

    I jeszcze jedno. Nigdy nie „wrócisz do świata, który jest też moim światem”. Bo mój świat i twój to dwa różne światy i moje doświadczenie nigdy nie będzie twoim, a twoje moim. Więc nie ma co czekać, na coś co nie jest możliwe.
    Może jednak uda się nadal przyjaźnić żyjąc w dwóch innych światach. Ale – jak napisałaś – „bez oceniania i krzywego patrzenia”.

    Z nadzieją mimo wszystko…

    • Magdalena Urbańska pisze:

      Z nadzieją! Pozdrawiam 😉

    • N pisze:

      „magdas” z Twojego tekstu wyczytałam: „Chciałam się dowartościować twoim kosztem, bo czuję się gorsza, ale się nie udało i nadal cierpię” – rozumiem, że ci ciężko ale to nie usprawiedliwia wbijania przemęczonej mamie szpilek w stylu: jak źle wyglądasz, kiedy wracasz do pracy bo się cofasz, a to „zapomniałam” to na pewno tylko „zapomniałam” ? czy raczej: „nie przywiązuję wagi do tego o co prosisz bo liczy się MOJ ból, MOJE cierpienie i MOJA pilna sprawa?

  3. yogitea pisze:

    Więc właśnie to tak jest – tak to wygląda, każdy rozkłada swoje zażalenia. Pytanie co tu i teraz może łączyć – szukałabym przestrzeni, w których byłaby ta potrzeba wzajemna i gdzie można by poczuć coś, co przerasta tę gorycz, rozdrażnienie. Ciekawe, ciekawy jest los takich przyjaźni, pewnie każdy może zidentyfikować się z którąś z przyjaciółek, na pewno są to jakoś nieprzenikalne doświadczenia, pozostaje uwierzyć sobie nawzajem, przeprosić, zapytać – co w takim razie mogę dla Ciebie zrobić, potraktować to poważnie, tak myślę, ale pewne rzeczy dzieją się na drodze spontanicznych bieżących potrzeb i to jest pytanie, która siła jest większa i ewentualnie jak mogą one zbieżnie działać… W każdym bądź razie – też dołączam się do tego pozdrowienia z nadzieją na trwanie przyjaźni i wiarą – wiarą w Boga, który jest Wszechwiedzący i Wszechmogący 😉 🙂 Pozdrawiam 🙂

  4. Artur pisze:

    Magda jestem młodym facetem w wieku 20 lat. Pewnie pomyślisz/cie po co się tu odzywam. Odzywam się ponieważ ten tekst jest prawdziwy co robią osoby po poronieniu. Przed poronieniem u mojej dziewczyny zawsze takie rady mnie śmieszyły i myślałem że dobrze że chce ta druga osoba dla Ciebie i dziecka. Ale po poronieniu jakoś mój punkt widzenia się zmienił. Widzę i czuje że to tak nie powinno być. Bo mama i tata wiedzą co jest najlepsze dla swojego dziecka. A nie ciocia czy wujek. Magda trzymaj tak dalej. Nie poddawaj się.
    Artur T.

  5. magdas pisze:

    Witaj N!

    Najpierw wyjaśnię – bo jeśli tego nie zrobię to postawię autorkę bloga w niezręcznej sytuacji.
    Ja nie jestem tą przyjaciółką autorki. Nie wiem nawet, czy tekst autorki dotyczy konkretnej osoby i sytuacji, czy np. jest sumą jej doświadczeń z bezdzietnymi koleżankami.
    Napisałam komentarz w takiej formie. Wczułam się, spróbowałam zrozumieć drugą stronę, trochę wymyśliłam. Nie wszystko wymyśliłam i nie dla zabawy. Problem jest.
    To inna strona tematu „dziecko a przyjaźń”…

    Odpowiedź na twoje pytania N:
    – Osoba cierpiąca nie staje się automatycznie osobą bezgrzeszną.
    – Fakt, że ktoś grzeszy, nie znaczy że również nie cierpi i że nie można go zranić dotkliwie
    – Dotyczy to zwykle obu stron w konflikcie. Obie potrzebują miłosierdzia, zarówno wobec swojego cierpienia, jak i swoich słabości czy grzechów.
    Ja doświadczyłam tego też na sali szpitalnej między pacjentami, w tych chwilach, kiedy mają dość sił. Zdarza się, że zazgrzyta, jeden drugiemu „nadepnie na odcisk”.

    Moją intencją jest zwrócenie uwagi na 2 sprawy.
    cdn.

  6. magdas pisze:

    Kontynuując – chciałam zwrócić uwagę na 2 sprawy.

    1) Co może powiedzieć przyjaciółka będąca mamą, przyjaciółce po poronieniu, żeby jej nie urazić, skoro wszystko co u niej ostatnio dzieje się ważnego jest związane z dziećmi?
    Dziewczyny są różne i różnie reagują. Mnie najdotkliwiej raniły sugestie typu: „Co ty możesz wiedzieć o życiu rodzinnym i jego trudach? Ty nie doświadczasz tych trudów. Masz lżejsze życie, (a) myślisz tylko o sobie.”. Zwykle nie udawało mi się odpowiedzieć w tej sytuacji. Paraliżowało mnie. Raz zdołałam powiedzieć, że dużo bym dała, żeby móc doświadczyć tych trudów i kłopotów opieki nad moim dzieckiem. I że chętnie pomogę. Nie zostało to przyjęte, bo pomoc byłaby za dużą ingerencją w życie tej rodziny.
    Nie raniły mnie natomiast opowieści o pierwszych ząbkach, krokach czy słowach czyjegoś dziecka. To było naturalne, że ktoś mi o tym opowiada. To był prawdziwy kontakt, bez udawania, bez „dydaktycznej” gry.
    Czyli najgorzej znosiłam pouczanie z pozycji wyższości, podobnie jak autorka, tylko „w drugą stronę”.

    2) To nie jest tak, że przyjaciółki w podobnej sytuacji nie mogą sobie nawzajem nic dać. Ja np. bardzo chciałam pogadać z jakąś mamą opiekującą się małym dzieckiem, lub poobserwować ich codzienność. Zorientować się czy jest coś, co powinnam była wiedzieć, a nie wiedziałam, lub coś co powinnam była zrobić, a nie zrobiłam, lub odwrotnie – nie powinnam, a zrobiłam. Po to, żeby na drugi raz nie popełnić błędów. Ale żeby ta mama pouczyła mnie tak zwyczajnie, bez traktowania jak „niedorozwiniętej”…
    Czy mogłam coś dać? Może poczucie „dobrze, że moje dziecko żyje”? Bo, że mogę w czymś pomóc, nie ufali…

    Pozdrawiam serdecznie!

  7. A. pisze:

    Ja byłam po obu stronach. I mogę powiedzieć że problem stanowią oczekiwania nadmierne. Kiedy moja przyjaciółka pierwsza wyszła za mąż i urodziła dziecko, to wszystkie jej zazdrościłyśmy. A ona oczekiwała od nas zrozumienia, pomocy i zachowywała się tak jakby nam zazdrościła i jakby niemowlę ją w domu zamknęło, a to była chciana i planowana ciąża. Udowadniała na siłę że ma najtrudniejsze życie. Okropne to było. Teraz sama jestem w takiej sytuacji i inne koleżanki z naszego grona i nikt się nie zachowuje tak jak ta pierwsza. Skąd wiem? Są jeszcze też w naszej grupce dziewczyny które nadal za mąż nie wyszły. I można z nimi otwarcie pogadać o kupach, kółkach, i zarządzać konkretnego rodzaju słoiczka jako prezentu dla dziecka . I one otwarcie mówią o swoich problemach, pragnieniach i o zmęczeniu u jednej czy drugiej strony. Więc to kwestia postawy. Kwestia tego żeby innym nie stawiać wymagań, czy pouczać, tylko z nimi być w ich życiu takim jakie ono jest i pokazywać własne życie takie jakie jest.

Skomentuj Magdalena Urbańska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Przejdź do paska narzędzi