Spowiedź nie jest i nie powinna być rozmową o pogodzie, o rzeczach nieistotnych i o tym, jaki świat jest zły. Ma być operacją na otwartym sercu – moim sercu. Konkretna, szczera, dotykająca grzechu. To nie opowieść o całej mnie, ale nazwanie wprost tego, co nie zadziałało w relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem i wobec mnie samej. Stanąć w prawdzie wcale nie jest łatwo, jednak żadne leczenie nie jest bezbolesne, prawda? Gdy coś złego dzieje się z moim ciałem, idę do lekarza i bardzo konkretnie opowiadam mu, co i gdzie mnie boli, by mógł dobrać odpowiednią i skuteczną terapię. Gdy choruje dusza, trzeba zrobić coś podobnego.
Z każdym kolejnym grzechem jesteśmy bardziej skłonni do łamania przykazań. Raz skłamałam? Drugi raz przyjdzie łatwiej i szybciej. Grzech jest jak wirus w rodzinie – najpierw jedno dziecko jest chore, potem kolejne i kolejne. Widzisz to w swoim życiu? Sama zapewne nieraz doświadczyłaś tego, jak łatwo odwrócić się od Boga i sobie odpuścić, gdy dłużej nie korzysta się z sakramentów.
Czy zaplanowałaś już swoją adwentową/przedświąteczną spowiedź? Nie odkładaj jej na ostatnią chwilę, narażając się na stanie w długich kolejkach i pośpiech księży.
Spróbuj już teraz, w tym tygodniu…
Tekst powyżej to fragment „Doskonałej”, zapraszam do lektury całości oraz odwiedzenia moich mediów społecznościowych
Facebook
Instagram
Dziękuję Wydawnictwu eSPe za stworzenie grafik do adwentowych wpisów 🙂
Spowiedzi nie można porównywać z wizytą u lekarza.
Do lekarza idzie się z problemem, który się zdarzył i chcemy się dowiedzieć, co z tym zrobić, by wyzdrowieć – bez rozpatrywania, czy i kto zawinił (jak jest mądry lekarz).
Spowiedź zakłada, że obwiniamy samych siebie – nawet, kiedy wina jest niepewna, niepełna lub sprawa jest bzdurna – i dostajemy „pokutę”, symboliczną karę, a nie lekarstwo.
NIE idę do spowiedzi.
Pozdrawiam.