„Czarny Diament tnie oceany” Jerzy Radomski

Lektura Czarnego Diamentu była dla mnie niezwykle ubogacająca. To niezwykła opowieść Jerzego Radomskiego o 36 latach spędzonych na własnoręcznie zbudowanym jachcie, zawijającym do 533 portów 86 państw. W historii polskiego żeglarstwa nie było dłuższego rejsu.

To opowieść szczególna, bo przeplatają się w niej wątki podróżnicze, osobiste, polityczne (czas start jeszcze za czasów komunistycznych), kulturowe. Całkowicie strawny misz masz, wciągający już od pierwszych stron.

Zachwycałam się sposobem w jaki Radomski opowiada. To książka pełna humoru, ale i chwil grozy. Szczera, prawdziwa, często szczegółowa – choć nigdy mnie ta opowieść nie nużyła. Poznajemy historię od początku – czyli zza kulis budowy jachtu i miliona zmagań z ówczesnym rządem. Rozterki męża i ojca, zostawiającego rodzinę by ruszyć w nieznane. Nade wszystko jednak czuć tu zapach przygody i to ona wciąga i pokazuje świat z zupełnie nieznanej mi strony.

Nigdy nie pływałam jachtem. Nie widziałam jak się go buduje, ani co trzeba zabrać ze sobą w długą podróż po morzach i oceanach. Nie spodziewałam się tego, jak wiele życzliwości i pomocy innych ludzi będzie potrzebował podróżnik, by zwyczajnie przetrwać. I jak bardzo będzie ze wszystkich sił starał się robić możliwie najwięcej sam – z jednaj strony korzystając z cudzej pomocy, z drugiej – nigdy na niej nie żerując.

W Brisbane poszczęściło się i mnie, i Bernardowi. Obydwaj niemal z marszu znaleźliśmy pracę. Zatrudniłem się przy budowie tunelu. Pracowałem tam przez cały pobyt w Australii – osiem miesięcy. Finansowo odżyłem. Nareszcie mogłem regularnie wysyłać do domu pieniądze. Str. 309

Poznajemy miejsce za miejscem, port za portem – poznając też ludzi i panujące zwyczaje kulturowe i uwarunkowania polityczne. Czasem bywało zabawnie, czasem wręcz przeciwnie…

Był 4 czerwca 1979 roku – data, którą zapamiętałem na całe życie. „Czarny Diament” powoli zbliżał się do cieśniny Bab al-Mandab. Stojąc za sterem na samotnej wachcie, podsumowywałem pierwsze miesiące naszej żeglugi. W Izraelu żołnierze trzymali nas na muszce karabinów. W Barassoli przeżyliśmy chwile grozy, w Etiopii władze wzięły nas za szpiegów i uwięziły w porcie. Próbowałem dodać sobie otuchy. Przekonywałem, że do trzech razy sztuka i zła passa minie, kiedy tylko wpłyniemy na ocean. Jednak okazało się, że zanim „Czarny Diament” i jego załoga mogli doświadczyć oceanicznej żeglugi, musieli sprostać jeszcze jednej próbie. Najtrudniejszemu wyzwaniu. Str. 76

Nie zdradzę Wam co spotkało tam podróżników, ale rzeczywiście stanęli przed ogromnym wyzwaniem… Wiele lat na wodzie i niezliczona liczba niesamowitych przygód.

Choć sama nie jestem ani pasjonatem żeglarstwa, ani dawnych zależności politycznych, chłonęłam tę opowieść strona za stroną. Zachwycałam się fotografiami, opisami miejsc i ludzi (autor stworzył opisy po mistrzowsku!). Czułam się częścią załogi, w ciągłym rejsie – Radomski bowiem pisze tak, że czuć zapach oceanu, lęk przed lufą żołnierza i ulgę wpływającego do bezpiecznego portu.

Opowieść idealna na długie dni. Nie tylko nad morzem 🙂 Polecam bardzo!

 

Tytuł Czarny Diament tnie oceany
Autor Jerzy Radomski
Liczba stron 348
Wydawnictwo Bernardinum
Książkę można nabyć m.in. w sieci EMPIK


Zapraszam
urbanska.madzia@gmail.com
Facebook
Instagram

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Przejdź do paska narzędzi